wtorek, 22 kwietnia 2014

Bomba w windzie

Wielokrotnie podczas rozmów z maniakami książkowymi zostaję zapytana, czy znam tego czy innego autora. Zawsze wtedy odpowiadam, że osoboście nie (bo na przykład dany twórca nie żyje od pięćdziesiąciu lat, bądź wyjechał za granicę i nie dane mi było go spotkać). Dlatego nie zadawajcie mi głupich pytań typu: czy znam Szekspira, Dostojewskiego czy Szymborską... jakby nie patrzeć oni nie żyją. Znam ich twórczość, bo mówiono o nich w liceum, na studiach w mediach. 
Jednak jak powszechnie wiadomo najlepsze lektury dopadają nas za szkolnymi murami, kiedy to czytelnik czyta to co chce i nie musi poddawać treści powieści jakimś podstawowym analizom, do których przydatne będą internet i śmieciowe pomoce szkolne, których to jestem przeciwniczką odkąd pamiętam. 


Wróćmy jednak do Łukasza Gołębiewskiego, którego to miałam okazję poznać osobiście. A było to w czasach kiedy  pracowałam w księgarni. Munioza stawiła się na to spotkanie kompletnie nieprzygotowana (wstydzę się do dzisiaj). W natłoku obowiązków zawodowych i zajęć prywatnych nie miałam nawet chwili, aby zapoznać się z biografią autora, jego działalnością kulturalną, o promowanej w 2011 roku "Bombie w windzie" nie wspominając. Nic to. spotkanie było krótkie, a ja żałowałam, że ten pełen wdzięku i oryginalności mężczyzna musi jechać dalej. Muniozę (znaną ze swej nieśmiałości) aż korciło, aby podejść, zamienić kilka zdań. Rozmawialiśmy o literaturze rzecz jasna. Mnie zachwycał Mario Vargas Llosa a Łukasza Wiesław Myśliwski. Pamiętam to dokładnie, jakby to było wczoraj. Gołębiewski grzecznie się pożegnał i pojechał, ruszył dalej. A że naturę ma punkową tak jak ja...
Wiedziałam, że prędzej czy później jakoś go "znajdę". Czy to na koncercie, czy w trasie czy wybiorę się na jakieś spotkanie autorskie. 
Później z powodu życiowych perturbacji zupełnie zapomniałam o spotkaniu i publikacjach autora. Na studiach katowano mnie arcydziełami literatury staropolskiej. wiecie Bogurodzica i inne utwory wałkowane od postawówki. Prowadzący ćwiczenia sprawił, że moja miłość do literatury oziębła, zaś obrzydzenie do tego nadętego mężczyzny szczycącego się tytułem doktora jest tak wielkie, że gości w mym sercu po dziś dzień. Nie będę się rozwodzić nad wykładowcą, bo nie warto.
Pozdrawiam po punkowemu: środkowym palcem ;-)


Z gmachu Uniwersyteu przenoszę się myślami do Londynu i windy, gdzie poznaję Richarda Burtona. Postać niesłychanie zagadkową. Nasz bohater, z zawodu krytyk literacki, został uwięziony w szybie windy. Bez wody, bez jedzenia. Jak to się mówi w czarnej dupie. Pomimo swojego trudnego położenia Richard zdobywa się na pełną humoru podróż do przeszłości. Wspomina monotonię pracy dziennikarza, koncerty punk rockowe oraz kobiety, które to porządnie zawróciły mu w głowie. 
"Bomba w windzie" urzekła mnie od pierwszych stron. Zachwycałam się każdym zdaniem, aż nie chciałam, aby ta powieść się skończyła, jednak ciekawość nie pozwalała mi odłożyć jej na później. Gdybym miała w jakiś sposób zaznaczyć najciekawsze momenty i arcyważne cytaty bałabym się, że liczba karteczek zniszczyłaby całkowicie tę liczącą około 130 stron książeczkę . a tego byśmy przecież nie chcieli...

Bomba w windzie to cudowne połączenie powieści obyczajowej i sensacyjnej. Nie jest to powieść o umieraniu, lecz o życiu. Troski i zmartwienia Richarda są bliskie niejednemu z nas. To historia nieszczęśliwego samotnika poszukującego wrażeń.
Podziwiam Łukasza Gołębiewskiego za to, że na tak niewielu stronnicach zawarł wszystko, co lubię w książkach najbardziej. Mam tutaj na myśli ciekawą fabułę, która sprawiła, że mój mózg popracował na wyższych obrotach oraz żarty, które warto powtarzać w gronie znajomych. . Bomba w windzie, pochłonęła mnie totalnie. Tego mi było trzeba. 
Sztuką jest sprawić, że czytelnik zżywa się z głównym bohaterem tak bardzo, że ma ochotę płakać nad jego losem. Masa niejasności, zawirowań, niedopowiedzeń. Mistyfikacja totalna. A co jeśli Richard Burton nie istniał naprawdę? O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie jest granica między światem rzeczywistym a fikcyjnym? Polecam tę książkę wszystkim, którzy narzekają na nudę i brak literackich doznań. Proza Łukasza Gołębiewskiego sprawiła, że kilka razy niebezpiecznie skoczyło mi ciśnienie. Jak to się w księgarni mawiało: "kawy nie trzeba pić". Ano nie trzeba. wystarczy dobra książka. tak niewiele, a tak wiele.

Zmęczenie daje o sobie znać. Dlatego też zakończenie będzie krótkie: czytajcie, bo warto. 
polecam, Ewelina Karpiuk 
Ja tymczasem biorę się za kolejną. pora na "Disorder i ja", ciekawe, czym mnie zaskoczy Gołębiewski.

Zagadką jest jak po trzech latach odnalazłam Łukasza? na pewno nie w warszawskiej ani londyńskiej windzie, nie na koncercie, ani w podróży. znalazłam go...

na fejsie. niech żyje Internet ! <3 




niedziela, 6 kwietnia 2014

Angelika Kuźniak - Papusza



tytuł: Papusza
autor: Angelika Kuźniak
data wydania: 2013
wydawnictwo: Czarne
liczba stron: 200
cena: 39,90



No i mam problem. Nie taki znowu duży, ale też nie z tych małych.Wczoraj przeczytałam „Papuszę”. Jaki problem, chciałoby się spytać. Ano taki, że kompletnie nie wiem od czego zacząć. Nadmiar emocji, wzruszeń, zachwytów, smutków, ciepłego uśmiechu biją się we mnie nie pozwalając zebrać myśli i stworzyć z nich poukładanych, jasnych zdań. Poniższy tekst będzie więc zagmatwany, urwany, niewiadomy. Tak jak książka Angeliki Kuźniak. Jak cała nasza wiedza na temat cygańskiej poetki, jak całe jej życie…

Obcowanie z przyrodą, biesiadowanie do białego rana, wędrowanie z miejsca na miejsce, twarde, ludowe prawo. Tak w ogromnym skrócie można opisać życie Cyganów. Przeniknięcie z takiego świata do świata Związku Literatów Polskich, otrzymywanie stypendium od ministra kultury to dla tej grupy etnicznej rzecz abstrakcyjna, nietypowa, kłócąca się z wieloletnią tradycją. Nie zapominajmy też o roli kobiety w cygańskiej kulturze. A tutaj mamy Bronisławę Wajs, która tego dokonała. Po tym jak samodzielnie nauczyła się pisać i czytać, prosząc polskie dzieci o możliwość pożyczenia książek, zaczęła pisać wiersze. Proste, piękne, dziecinne wierszyczki, jak sama o nich mówiła. Sporo w nich było o Cyganach, o lasach, o snach, o tęsknotach różnych. Odkrył ją Jerzy Ficowski. Przetłumaczył i opublikował jej wiersze. Gdyby nie on, Bronisława Wajs odeszłaby w zapomnienie, a my nie poznalibyśmy jej twórczości. W książce opublikowane są listy, jakie do siebie pisywali. Jerzy Ficowski motywował ją do dalszego pisania, a ona mu skromnie, cudownie łamaną polszczyzną odpisywała. A jeszcze Julian Tuwim miał co nieco do powiedzenia na temat Papuszy… cudownie było się móc z tym wszystkim zapoznać.

Były wędrówki, ukrywanie się, wróżby, podkradanie kur. Były listy pisane na kolanie. Z czasem były różne mieszkania. Był mąż Dionizy, nazywany Dyźkiem i synek Tarzan, który później wybierze własną drogę z dala od matki. Publikacje Papuszy rozzłościły Cyganów, zarzucali jej, że wyjawia ludowe tajemnice. Domyślali się jak dużo mogła powiedzieć Ficowskiemu. Osamotnienie i niezrozumienie wywołały smutek, lęki, dramatyczne zachowania. Potrzebne było leczenie psychiatryczne. Gdy bywało lepiej wypisywano ją do domu, a tam dużo starszy mąż tracił na zdrowiu. Słaba, drobna kobieta musiała przynosić opał, gotować, cały czas coś robić. Niewdzięczny był los Bronisławy Wajs, cygańskiej poetki wyklętej. Zakończył się 26 lat temu w Inowrocławiu.

Nigdy nie interesowałam się Cyganami, ich historią i kulturą. Byli, bo byli. Z dala ode mnie. Mam w głowie jakieś informacje, masę skojarzeń i jeszcze więcej wyobrażeń. Dzięki Angelice Kuźniak mogłam pobyć blisko jednej z nich, wyjątkowej kobiety, nazywanej Lalką. Autorka stworzyła rzetelną a zarazem piękną i poruszającą biografię. Należą jej się za to ukłony do samej ziemi.

sobota, 5 kwietnia 2014

Po co jest sztuka ?



Zaczęłam pisać po czym energiczne skreśliłam. Zaczęłam ponownie... Kolejne skreślenie. Po prostu (co zdarza się naprawdę rzadko, a nawet ośmieliłabym się powiedzieć nie zdarza mi się wcale) nie mam pojęcia jak zacząć i jakich słów użyć, aby opisać mój zachwyt powyższą książką.

Gdy zobaczyłam ją w ‘nowościach’ wiedziałam, że będzie ciekawie. Bo jak mogłoby być inaczej, jeżeli Tadeusz Nyczek postanowił zadać pisarzom pewne krótkie, choć trudne pytanie: PO CO JEST SZTUKA? A na dodatek wśród jego rozmówców znaleźli się Jerzy Pilch i Olga Tokarczuk, czyli twórcy, których szanuję, uwielbiam poznawać ich zdanie na każdy temat i bez których nie wyobrażam sobie współczesnej polskiej literatury.

Tadeusz Nyczek, znany krytyk teatru i literatury, przewodniczący jury tegorocznej edycji Nike w ramach projektu Po co jest sztuka zredagował rozmowy z dziewięcioma pisarzami, w gronie których oprócz mojej ulubionej dwójki znaleźli się Janusz Anderman, Janusz Głowacki, Jan Gondowicz, Ryszard Krynicki, Marek Nowakowski, Krzysztof Varga i Adam Zagajewski. Jest to zapis genialnej, błyskotliwej, momentami dowcipnej wymiany zdań na temat sztuki, literatury oraz ich wzajemnych relacji. Możemy dowiedzieć się jak wyglądały poczynania Jerzego Pilcha z poezją, za którą ze sztuk Janusza Głowackiego Tadeusz Nyczek nie przepada oraz jak panowie reagują, gdy sobie o tym przypomną. Wejdziemy w świat malarstwa, przyjrzymy się m.in. Beksińskiemu, Nowosielskiemu, Schultzowi, zastanowimy się co sztuką jest, a czego już sztuką nazywać nie należy. Krzysztof Varga w przepiękny sposób wypowie się o potrzebie „przewodnika”, który pomoże zrozumieć, przybliży postać danego artysty, co w konsekwencji spowoduje, że będąc w galerii nie odwrócimy się od obrazu na pierwszy rzut oka wyglądającego jak jedna zwykła kreska.

Polecam tę książkę wszystkim, zarówno znawcom sztuki, jak i tym, których wiedza ogranicza się do karygodnego minimum (tak było w moim przypadku). Cieszę się, że powstają tego typu publikacje, a w księgarniach oprócz napierającej ze wszystkich stron „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, można jeszcze znaleźć inteligentną literaturę.
Na zakończenie dobra informacja. Powstaje drugi tom rozmów z pisarzami, tym razem przygotuje go Grzegorz Jankowicz. Data premiery oraz nazwiska pisarzy nie są znane, więc nie pozostaje nam nic innego jak cierpliwe czekanie.

Zapomniałabym napisać najważniejszego. Po raz kolejny zakochałam się w Pilchu…

piątek, 4 kwietnia 2014

Wyznania nawróconej czytelniczki...

tytuł: Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki
autor: Mario Vargas Llosa
data wydania: 2007
liczba stron: 384
cena: 39,90








Wszystkie moje dotychczasowe spotkania z twórczością ubiegłorocznego noblisty kończyły się czytelniczym zawodem. “Raj tuż za rogiem” wynudził mnie niesamowicie, a każda strona była męczarnią dla oczu i umysłu. Do “Gawędziarza” podchodziłam dwa razy, po niespełna 100 stronach egzemplarz wracał na półkę. Książkę pt. “Kto zabił Palomina Molero” przeczytałam bez większych zarzutów, jednak lektura nie sprawiła mi większej przyjemności.

Z każdej strony słyszałam, że Llosa jest wspaniałym pisarzem, a jego powieści to współczesne literackie arcydzieła. Zastanawiałam się, co sprawia, że czytelnicy (również ci z kręgu moich znajomych) sięgają po jego pozycje z niebywałym zapałem, podczas, gdy ja nie mogę w nich znaleźć nic, co przypadałoby mi do gustu.
“Powinnaś przeczytać Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” słyszałam wielokrotnie. Niechętnie odpowiadałam, że nie wydaje mi się, aby czytanie kolejnej książki tego autora miałoby mi sprawić przyjemność. “Ta książka jest inna”, “musisz ją przeczytać” te i inne zachęty trafiały do moich uszu.
Gdy byłam przekonana, że potyczki z Llosą mam już za sobą, w mojej książkowej kolekcji niespodziewanie pojawiły się “Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”. Ostatnia szansa - pomyślałam, poczym rozpoczęłam lekturę.
Przeczytałam ją za jednym podejściem i to bynajmniej nie dlatego, że jest to łatwa proza, którą czyta się w szybkim tempie. Skończyłam ją tego samego wieczoru, ponieważ od takiego pisarstwa nie można odejść, czytelnik nie będzie mógł normalnie funkcjonować, jeżeli nie pozna wszystkich stron tej tajemniczej i niewiarygodnej historii.

Głównym bohaterem powieści jest Ricardo. Mężczyzna przeciętnej urody, z zawodu tłumacz. Wiódłby spokojne życie gdyby pewnego dnia, będąc jeszcze młodym chłopcem nie poznał niegrzecznej dziewczynki. Jak ma na imię? Kim jest? Skąd pochodzi? Na te pytania Richardo będzie poszukiwał odpowiedzi przez blisko pięćdziesiąt lat. Wie jedno - niegrzeczna dziewczynka jest kobietą, którą pokochał od pierwszego wejrzenia i oddałby wszystko, aby móc z nią spędzić wszystkie swoje dni. Nie jest to jednak możliwe. Niegrzeczna dziewczynka potrafi opuścić Ricarda, gdy tylko nadarzy się okazja, aby uciec z dużo bogatszym mężczyzną. Podczas gdy nasz główny bohater usiłuje pogodzić się z utratą ukochanej kobiety, ta pojawia się w jego domu jak gdyby nic się nie stało.
Jeżeli istnieje piekło na ziemi to bezsprzecznie znalazł się w nim Ricardo. Dla niezbyt licznych chwil przyjemności będzie zmuszony znosić setki poniżeń, cierpień i rozczarowań. Niegrzeczna dziewczynka jest nieprzewidywalna i zdolna do wszystkiego, a jednocześnie potrafi doprowadzić Ricarda do szaleństwa.

W “Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki” spotykamy się z miłością, jednak zupełnie inną niż ta, którą widzimy w romansach i komediach romantycznych. U Llosy na próżno doszukiwać się dwójki młodych ludzi, wpadających na siebie na ulicy, którzy po dwóch miesiącach stają na ślubnym kobiercu a potem żyją długo i szczęśliwie. U peruwiańskiego mistrza prozy mamy do czynienia z miłością destruktywną, toksyczną, nieszczęśliwą. Niegrzeczna dziewczynka jest dla Ricarda swego rodzaju fatum. To ona decyduje o jego życiu, zniewala jego umysł i ciało. Nie ma sposobu, aby się od niej uwolnić. Każda próba ucieczki może być tragiczna w skutkach.

“Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” zachwyciły mnie z wielu powodów. Z pewnością nie starczyłoby mi czasu i miejsca, aby wymienić wszystkie z nich. Na pewno zmienił się mój stosunek do wcześniejszych książek Llosy, które zamierzam przeczytać jeszcze raz.

Sporym atutem powieści jest język, którym została napisana. Autor używa przepięknych pojęć i zdań. Urzekające opisy uczuć i przeżyć Ricarda sprawiają, że czytamy je z pełnym zaangażowaniem i uczuciowością. Llosa za pomocą słów rozbudza w nas empatię i dojrzałą emocjonalność.
Kolejną zaletą książki jest fabuła, która nie pozwala na odłożenie książki. Wszystkie wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści budzą nasze zainteresowanie i ciekawość, a ponadto szokują i skłaniają do refleksji.

Czy można się zakochać w książkach? Myślę, że tak, ponieważ pokochałam tę powieść równie mocno jak Ricardo pokochał niegrzeczną dziewczynkę.

Takie książki tkwią w naszej pamięci przez wiele lat, do takich książek chce się wracać, o takich książkach chce się rozmawiać a przede wszystkim po takie książki pragnie się sięgać… a to chyba największy wyraz uznania dla autora.






czwartek, 3 kwietnia 2014

Mężczyźni rozmawiają o wszystkim

Sięgając po tę pozycję miałam o niej bardzo wysokie wymagania. Intrygujący opis na odwrocie okładki oraz lista osób, z którymi Rozmawiała Dorota Wodecka sprawiły, że musiałam przeczytać tę książkę. 'Będzie ciekawie' - pomyślałam, ale nie wiedziałam, że tak bardzo!

Osiemnastu wspaniałych mężczyzn znanych nam m.in. ze świata literatury, nauki czy muzyki postanowiło opowiedzieć, jakie kobiety wywołują u nich fascynację, a które odpychają. Dorota Wodecka w umiejętny sposób nakłania swoich rozmówców do wyjawienia swoich marzeń oraz odpowiedzi na pytania dotyczące tego, co jest w życiu naprawdę ważne.
Możemy dowiedzieć się dlaczego ludzie, których znamy z mediów nie decydują się na posiadanie dzieci lub wręcz przeciwnie, chcą mieć ich całą gromadkę.
Książka dementuje wiele stereotypów. Jeden z nich mówi, że mężczyźni lubią wrażliwe, uległe kobiety. Okazuje się, że wolą, kiedy druga połowa jest silna, zdecydowana i odważna. Z drugiej strony nie godzą się na ustępstwa w stosunku do swojej pracy. Nieraz miłość do pisania, komponowania czy tańca okazała się silniejsza niż miłość do kobiety. Drugi ze stereotypów brzmi, że artyści zarabiają dużo pieniędzy. Nic bardziej mylnego! Zdarza im się zarabiać kilkaset złotych miesięcznie, a mimo to dostrzegają plusy swojej pracy.

Tych, których chcą się dowiedzieć dlaczego Andrzej Stasiuk jest uznawany za wiejskiego dziwaka lub jakich słów musi używać kobieta, która chce oczarować Jana Miodka gorąco zapraszam do lektury.

Polecam tę książkę czytelnikom obu płci. Panowie mogą się wiele nauczyć i dowiedzieć o sobie, zaś panie dostrzegą, że istnieją prawdziwi mężczyźni, którym słowa jak inteligencja, fantazja, czułość są znane nie tylko z nazwy. Jednym słowem, KLASA!

Zagubiony ptak - Jowita Kosiba

Z nazwiskiem autorki spotkałam się zupełnie przypadkiem, kiedy w moje ręce trafił fenomenalny ''Nokurn''. Intrygujaca akcja,...